Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 136 —

— No, a gdybyś się dostała do więzienia, cóż wtedy? Pamiętasz, com mówił wczoraj?
Ona znowu nie odpowiedziała, Raskolnikow ciągnął dalej.
— Myślałem, że znowu zowałosz. „Ach, nie mów, przestań pan“! — roześmiał się z pewnym przymusem. — Cóż, znowu milczenie? — zapytał po chwili. — Wszak trzeba o czemś mówić? Chciałbym się właśnie dowiedzieć jakbyś rozstrzygnęła pewną „kwestję“, jak mówi Lebieziatnikow (zaczynał się trochę mieszać). Nie, doprawdy, ja na serjo. Wyobraź sobie, Zosiu, żeś wiedziała o wszystkich zamiarach Łużyna, wiedziałaś (to jest napewno), że przez nie mogłaby zginąć całkiem twoja macocha i jej dzieci; ty sama, w dodatku (ponieważ sama uważasz się za nic, więc w dodatku). Polcia także... bo i ją czeka ta sama droga. Otóż więc: gdyby nagle wszystko to oddano do twojej decyzji... czy on, czy oni mają żyć na świecie, to jest czy Łużyn ma żyć i robić podłości, czy też macocha ma umrzeć? To jakbyś zdecydowała: kto z nich ma umrzeć? Pytam się o to!
Zosia z niepokojem spojrzała na mówiącego: coś szczególnego dało się jej słyszeć w tych niejasnych i kryjących jakieś znaczenie słowach.
— Ja już przeczuwam, że się pan o coś takiego zapyta — rzekła, badawczo patrząc mu w oczy.
— Dobrze; przypuśćmy, ale jednak, jakżebyś postanowiła?
— Poco pan pytasz o to, co jest niepodobieństwem? — odparła Zosia z niesmakiem.
— A więc lepiej, żeby Łużyn żył i robił łajdactwa. Więc nie ośmieliłabyś się i o tem nawet wydać swego sądu?
— Ależ ja nie znam wyroków Opatrzności... I poco pan pytasz się o to, o co się pytać nie trzeba? Na co takie puste pytanie? Jakże to może być, żeby to kiedy ode mnie mogło zależeć? I któż mnie takim sędzią zrobi, kto ma żyć a kto umierać?
— Już jak się wyroki Opatrzności wmieszają, wszystko przepadło! — ponuro mruknął Raskolnikow.
— Mów pan lepiej otwarcie, czego pan chcesz! — zawołała Zosia z bólem — znowu pan do czegoś zmie-