Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —

— Dobrze; powiem; zaraz — i Zosia skwapliwie zerwała się z krzesła.
Jeszcze nie wszystko — zatrzymał ją Łużyn, uśmiechnąwszy się na jej prostotę i nieznajomość form — mało mnie pani zna, skoro pani mogła przypuszczać, że dla tak błahej przyczyny ośmieliłbym się panią fatygować. Mam cel inny.
Zosia skwapliwie usiadła. Szare i tęczowe banknoty, nie sprzątnięte ze stołu, znowu błysnęły jej w oczach, ale szybko odwróciła od nich wzrok i podniosła go na pana Piotra; wydało jej się nagle arcynieprzyzwoitem zwłaszcza dla niej, patrzeć na cudze pieniądze. Wpiła się wzrokiem w złote binokle Łużyna, które trzymał w lewym ręku, a zarazem w duży, solidny, nader piękny pierścień z żółtym kamieniem, połyskujący na średnim palcu tej ręki, ale nagle odwróciła wzrok i od niego i, nie wiedząc, co ma zrobić ze sobą, skończyła na tem, że skierowała oczy znowu na pana Piotra. Po chwili milczenia, ten ostatni ciągnął dalej:
— Zdarzyło mi się wczoraj, niechcący, zamienić parę słów z nieszczęśliwą matką pani. Dość było tych paru słów, ażeby się przekonać, że ona znajduje się w stanie nienaturalnym, jeżeli tylko można się tak wyrazić...
— Tak... nienaturalnym — skwapliwie potakiwała Zosia.
— Albo też, że powiem prościej i wyraźniej, wstanie chorobliwym.
— Właśnie. Otóż więc, powodowany uczuciem ludzkości, i... i... i, że tak powiem, współczucia, radbym ze swej strony przyjść jej pod jakimkolwiek względem z pomocą, przewiduję bowiem jej opłakany koniec. Zdaje się, że cała ta biedna rodzina zależy teraz od pani.
— Przepraszam pana — wstając nagle odrzekła Zosia — co pan mówił wczoraj o jakiejś emeryturze? Bo ona mi jeszcze wczoraj mówiła, że pan się podjął wyrobić jej emeryturę. Czy to prawda?
— Bynajmniej, a nawet jest to poprostu, przesada. Wspomniałem tylko o chwilowem wsparciu wdowy po urzędniku, jeżeli przy tem będzie protekcja, ale zdaje się, nieboszczyk ojciec nietylko nie wysłużył lat, ale nawet nie służył w ostatnich czasach. Słowem, nadzieja chociaż by być mogła, ale bardzo niepewna, nie ma bo-