Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 66 —

się z mim stało w te dni, chwilę za chwilą, punkt po punkcie, linję za linją, uderzała go aż do zabobonu jedna okoliczność, choć w istocie nawet niebardzo nadzwyczajna, ale która zawsze wydawała mu się jakby przeznaczeniem losu.
Mianowicie: nie mógł żadną miarą zrozumieć i wytłómaczyć sobie, dlaczego on, zmęczony, znużony, dla którego najdogodniej było powrócić do domu najkrótszą i prostą drogą, wrócił przez plac Sienny, przez który wcale nie powinien był przechodzić. Koło niewielkie, ale najwyraźniejsze i zupełnie zbytecznie. Prawda, że mu się dziesiątki razy zdarzało wracać do domu, nie pamiętając ulic, przez które przechodził. Ale dlaczego, zapytywał zawsze, dlaczego właśnie tak ważne, tak dlań stanowcze i tak zarazem w najwyższym stopniu wypadkowe spotkanie ma placu Siennym (gdzie nie miał najmniejszego interesu), zdarzyło się właśnie teraz w takiej godzinie, w takiej minucie jego życia, w takim nastroju jego ducha i przy takich okolicznościach, przy których jedynie właśnie mogło wywrzeć stanowczy i najostrzejszy wpływ na cały los jego? jakgdyby go umyślnie tam czekało!
Było około dziewiątej wieczorem, gdy przechodził przez plac Sienny. Wszyscy handlarze po kramach, stołach, w sklepach i w sklepikach, zamykali swoje zakłady, lub zdejmowali i układali towary i rozchodzili się do domów, zarówno jak i ich kupujący. Obok traktjerni w niższych piętrach, na brudnych, cuchnących podwórzach domów placu Siennego, a najwięcej przed bawarjami, tłoczyło się wielu różnych przekupniów i wszelkiego rodzaju spekulantów. Raskolnikow nadewszystko lubił te miejsca, zarówno jak i wszystkie pobliskie uliczki, gdy wychodził bez celu na ulicę. Tu jego łachmany nie zwracały niczyjej dumnej uwagi i można było chodzić w jakimkolwiek stanie, nie gorsząc nikogo. Przy samej uliczce K., na rogu, mieszczanin i baba, jego żona, handlowali na dwóch stołach towarem: nićmi, tasiemkami, chustkami i. t. p. Zabierali się już także do domu, ale wstrzymała ich rozmowa ze znajomą. Tą znajomą była panna Elżbietka, jak ją nazywano, młodsza siostra tej samej starej Aliny, registratorowej kolegjalnej i lichwiarki, u której wczoraj był Raskolnikow, w celu zastawienia zegarka i zrobienia owej próby... On już oddawna wiedział wszystko o tej Elżbiecie, a nawet i ona znała go trochę. Była to wysoka,