Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 255 —

zadrżał — że ten zegarek przepadł, to przysięgam, byłaby w rozpaczy! Kobiety!
— Ależ to ja bynajmniej, wcale nie w tem znaczeniu! — wołał zasmucony Razumichin.
„Czy dobrze? Czy naturalnie? Czym nie przesadził?“ — drżał Raskolnikow. — Pocom powiedział: — „Kobiety?“
— A; więc to matka pana przybyła? — zapytał niewiadomo dlaczego Porfirjusz.
— Tak jest.
— Kiedyż to?
— Wczoraj wieczorem.
Porfirjusz milczał, jakby coś kombinując.
— Pańskie rzeczy w żadnym razie nie mogły przepaść — spokojnie i obojętnie mówił dalej. — Wszak ja już tu oddawna czekam na pana.
I jakby nigdy nic, zaczął starannie podstawiać popielniczkę Razumichinowi, który bez litości walał dywan popiołem. Raskolnikow drgnął, ale Porfirjusz, jakby nie patrzał wcale, zajęty ciągle papierosem Razumichina.
— Co-o? Czekałeś! A czyś wiedział, że on tam zastawiał? — krzyknął Razumichin.
Porfirjusz zwrócił się wprost do Raskolnikowa.
— Pańskie obie rzeczy, zegarek i pierścionek, były u niej zawinięte w jeden papierek, a na wierzchu wyraźnie odznaczono ołówkiem pańskie nazwisko, a także datę otrzymania zastawu...
— Jaką pan jednak ma pamięć?... — niezręcznie uśmiechnął się Raskolnikow, usiłując uporczywie patrzyć mu w oczy, ale nie mógł wytrzymać i dodał nagle:
— Mówię to dlatego, że musiało być pewnie bardzo wielu dłużników... tak, że trudno byłoby ich panu wszystkich spamiętać... A jednak, przeciwnie, pan ich tak doskonale pamięta, i... i...
„Głupio! Słabo! Pocom to dodał!“
— A prawie wszyscy dłużnicy są nam już znani i tylko pan jeden nie raczyłeś zgłosić się dotąd — odparł Porfirjusz z ledwie dającym się dostrzec odcieniem ironji.
— Byłem niezdrów.
— Słyszałem i o tem. Słyszałem nawet, żeś pan bardzo był czemś rozzdenerwowany. Pan nawet i teraz jesteś jakby blady?
— Wcale nie blady.. przeciwnie jestem zdrów zupeł-