Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 235 —

nędznie, i rad jestem, że przynajmniej rumienić się możesz!
— Nieprawda, nie łżę!... — zawołała Dunia tracąc zimną krew — nie wyjdę za niego, nie będąc przekonaną, że on mnie ceni i dba o mnie; nie wyjdę za niego, dopóki się nie upewnię, że sama go mogę szanować. Na szczęście, mogę się przekonać o tem dziś jeszcze. A taki związek nie jest podłością, jak ty to nazywasz. A choćbyś nawet miał słuszność, choćbym istotnie zdecydowana była na podłość, to czyż godzi się tobie tak nielitościwie mówić ze mną? Dlaczego żądasz odemnie bohaterstwa, którego, być może, sam nie posiadasz? To despotyzm, to gwałt! Jeżeli ja skrzywdzę kogo, to tylko siebie samą... Przecieżem jeszcze nikogo nie zarżnęła!... Co tak patrzysz na mnie? Coś tak zbladł? Rodziu, co tobie? Rodziu, mój drogi!
— Wielki Boże! Zemdlał! — Zawołała matka.
— Nie, nic... głupstwo... nic!... W głowie mi się trochę zakręciło. To wcale nie zemdlenie... Ciągle tylko myślicie o zemdleniu!... Hm! Tak... com to chciał powiedzieć? Aha: jakim to sposobem przekonasz się dzisiaj, że możesz go szanować i że on... ceni ciebie, jak mówisz. Mówiłaś, zdaje się, że dzisiaj? A możem się przesłyszał?
— Niech mama pokaże bratu list pana Piotra — rzekła Dunia.
Pani Pulcherja drżącemi rękami podała list. On z wielką ciekawością wziął go. Ale zanim go otworzył, spojrzał nagle, jakby ze zdziwieniem na Dunię.
— Dziwne — wymówił zwolna, jakby uderzony nową myślą — ależ o co mi idzie? Poco ten cały gwałt? Wychodź sobie za kogo chcesz!
Mówił, jakby do siebie, ale wymówił głośno i przez jakiś czas patrzył na siostrę, jakby zdziwiony.
Nareszcie, otworzył list, wciąż jeszcze zachowując pozór jakiegoś szczególniejszego zdumienia; potem zwolna i uważnie zaczął czytać i przeczytał dwa razy. Pani Pulcherja była nadzwyczaj zaniepokojona; a i wszyscy czekali na coś niezwykłego.
— To mnie dziwi — zaczął po chwili namysłu i oddając list matce, ale nie zwracając się do nikogo w szczególności. — Wszak on chodzi za sprawami, adwokat