Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 135 —

kupiona hurtem — suma równo dziewięć rubli pięćdziesiąt pięć kopiejek. Czterdzieści pięć kopiejek reszty, miedzianemi dziesiątkami, oto racz pan przyjąć — i w ten sposób, Rodziu, masz teraz kompletny kostjum, bo według mego zdania, twoje palto nietylko może jeszcze służyć, ale ma nawet pozór szczególnej dystynkcji: co to jednak znaczy obstalowywać u Szarmera! Co się tyczy skarpetek i reszty rzeczy, to już zostawiam do twojej woli; pieniędzy zostało się nam rubli srebrem dwadzieścia pięć, a o Pasiunię i zapłacenie za komorne nie turbuj się; jak mówiłem: kredyt nieograniczony. A teraz, bracie, pozwól, że ci zmienię bieliznę, bo może choroba właśnie siedzi teraz w koszuli...
— Daj spokój! Nie chcę! Opędzał się Raskolnikow, ze wstrętem słuchający naciąganie figlarną relację Razumichina o sprawunkach...
— Nic nie pomoże, bratku! pocóżbym darł buty! — nalegał Razumichin. — Nastusiu, nie wstydź się i pomóż — o tak! i pomimo oporu Raskolnikowa, zdołał jednak zmienić mu bieliznę. Ten powalił się na wezgłowie i przez parę minut nie mówił ani słowa.
„Kiedyż się odczepią nareszcie!“ myślał. — Za jakie to pieniądze wszystko kupione? — zapytał nakoniec, patrząc w ścianę.
— Pieniądze? otóż masz! Ależ za twoje własne. Był przecie kupczyk, od Wochruszyna, mama przysłała; czyś i o tem zapomniał?
— Teraz pamiętam... — wymówił Raskolnikow po długiem i ponurem milczeniu. Razumichin spoważniał i z niepokojem wpatrywał się w niego.
Drzwi otworzono, i wszedł wysoki i tęgi mężczyzna, jakby także znany trochę z widzenia Raskolnikowi.
— Zosimow! Nareszcie! — zawołał ucieszony Razumichin.