Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 125 —

człowiek rozsądny... No, Rodziu, nie zatrzymuj gościa... widzisz czeka — i zaczął na serjo prowadzić rękę Raskolnikowa.
— Czekaj, ja sam... wymówił ten.
Wziął pióro i podpisał się w książce.
Kupczyk odliczył pieniądze i wyszedł.
— Brawo! A teraz bratku, chcesz jeść?
— Chcę — odparł Raskolnikow.
— Macie zupę?
— Wczorajsza — odparła Anastazja, która przez cały ten czas stała opodal.
— Z kartoflami i kaszą perłową?
— Z kartoflami i kaszą.
— Wiem na pamięć. Nieś ją tutaj i herbaty dawaj.
— Przyniosę.
Raskolnikow patrzył na wszystko z głębokiem zdziwieniem i z niemą bezmyślną trwogą. Postanowił milczeć i czekać: co będzie dalej?
— Zdaje się, nie jestem w gorączce — myślał — zdaje się, że się to wszystko istotnie odbywa...
W parę minut, Nastka wróciła z zupą i oznajmiła, że zaraz będzie i herbata. Do zupy dodane były dwie łyżki, dwa talerze i cały przyrząd: solniczka, pieprzniczka, musztarda do mięsa i t. p., czego przedtem już dawno nie było. Obrus był czysty.
— Nieźle byłoby, Nastusiu, żeby pani dała ci na dwie buteleczki piwa. Wypijemy.
— O, jaki to skory! — mruknęła Nastka i poszła spełnić rozkaz.
Dziko i z naprężeniem przyglądał się nadal wszystkiemu Raskolnikow. Tymczasem Razumichin przysiadł się do niego na sofę, niezgrabnie, jak niedźwiedź, objął lewą ręką jego głowę, pomimo, że Raskolnikow i sam mógłby się podnieść, a prawą podał mu do ust łyżkę zupy, dmuchnąwszy uprzednio, ażeby się Raskolnikow nie sparzył. Ale zupa ledwie że była ciepła. Raskolnikow chciwie połknął jedną łyżkę, potem drugą, trzecią. Ale podawszy kilka łyżek, Razumichin zatrzymał się nagle i oznajmił, że o dalszem trzeba się naradzić z Zosimowem.
Weszła Anastazja, niosąc dwie butelki piwa.
— Chcesz herbaty?
— Chcę.