Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —

cie, ubrany modnie i z pretensją, z rodziałkiem na tyle głowy, ulizany i wypomadowany, z mnóstwem pierścieni i obrączek na białych starannie utrzymanych palcach i złotemi łańcuszkami na kamizelce. Z jednym z obecnych tam cudzoziemców rozmawiał nawet po francusku i to dość poprawnie.
— Niech pani spocznie — rzekł, zwracając się do otyłej fioletowo-czerwonej damy, która wciąż stała, jakby nie śmiała usiąść, chociaż krzesło stało tuż obok.
— Ich danke — odparła — i powoli, z szelestem jedwabiu opuściła się na krzesło. Jej jasno niebieska, ubrana białą koronką suknia, niby balon rozpostarła się naokoło krzesła i zajęła prawie pół pokoju. Rozszedł się zapach perfum. Ale damę krępowało widocznie, że zajmuje pół pokoju i że ją tak czuć pachnidłami, to też uśmiechała się bojaźliwie i natrętnie zarazem, ale z widocznym niepokojem.
Nareszcie, żałobna dama skończyła i zaczęła wstawać. Wtem, z pewnym szumem, z wielką brawurą i jakoś szczególnie poruszając na każdym kroku plecami, wszedł oficer, rzucił czapkę z gwiazdką na biurko i siadł na fotelu. Pyszna dama aż podskoczyła z miejsca, ujrzawszy go, i z jakimś niezwykłym zachwytem zaczęła przysiadać; ale oficer nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, ona zaś nie śmiała już usiąść w jego obecności. Był to pomocnik nadzorcy cyrkułu, z poziomo sterczącemi w obie strony ryżawemi wąsami i bardzo drobnemi rysami twarzy, o tyle tylko wymownej, o ile czelnej. Niechętnie i nawet nieco gniewnie spojrzał on na Raskolnikowa; nazbyt bo miał już nędzne ubranie, a pomimo całej biedy i poniżenia, wygląd miał wcale nieodpowiedni do kostjumu; Raskolnikow, przez nieostrożność zbyt prosto i długo popatrzał na niego, tak że się aż tamten obraził.
— Czego chcesz? — krzyknął, zdziwiony zapewne, że taki oberwus nie myśli lękać się jego błyskawicznego wzroku.
— Miałem wezwanie... — wykrztusił Raskolnikow.
— To w sprawie ściągnięcia od tego pana pieniędzy, od studenta — pospieszył referent, odrywając się od papierów. — Oto jest! — i pokazał Raskolnikowowi książkę, wskazując na niej miejsce: — czytaj pan!
„Pieniądze? Jakie pieniądze? — myślał Raskolnikow —