Strona:PL Feval - Garbus.djvu/802

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaga, rzuciwszy okiem po sali.
— Nie szukaj ich daleko — odpowiedział skazaniec — dwóch ich jest tylko. Jeden z nich to ty sam, książę Gonzaga!
Gonzaga usiłował uśmiechnąć się z wyrazem politowania; ale usta w wysiłku tym skrzywiły się tylko konwulsyjnie.
— Drugi z moich świadków — ciągnął Lagarder, obrzucając księcia wzrokiem zimnym i niewzruszonym — spoczywa w grobie!
— Ci co są w grobie, nie mówią — rzekł Gonzaga.
— Gdy Bóg zechce przemówią! — odpowie dział Lagarder.
Dokoła nich panowała zupełna cisza; cisza która zdawała się mrozić wszystkie serca. Poważny przenikający do głębi duszy głos Lagardera, poruszył fibrami serca każdego z obecnych. Szlachetna piękność jego bladej twarzy nakazywała szacunek, powstrzymywała żartobliwość. Lękano się tego wzroku, pod którym, wił się Gonzaga. Każdy z obecnych doznawał uczucia niewytłómaczonego jakiegoś przerażenia podczas walki tych dwóch ludzi. Słuchano ich z zapartym oddechem, z wytrzeszczonemi oczami, z nadstawionemi uszami.
— Wskazałem moich świadków — zaczął Lagarder — umarły przemówi, przysięgam na to. Co do dowodów one są w twoich rękach, panie Gonzaga. Niewinność moja kryje się tam w tej kopercie po trzykroć zapieczętowanej. Tyś sam książę zdobył ten pergamin na własną twoją zgubę i już nie możesz go usunąć, on należy już do sprawiedliwości. Ażeby zdobyć tą