Strona:PL Feval - Garbus.djvu/798

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdybym miał zdanie! — odrzekł — ale jakież mogę mieć zdanie o takim dziwacznym kaprysie? Wyglądałoby na to, iż odmawiam księżnie. Tymczasem ja nie widzę ani korzyści ani szkody w przychyleniu się do jej prośby, jedynie tylko opóźnienie egzekucyi.
— Nie będzie opóźniona — przerwała żywo księżna.
— A czy pani wiesz, gdzie znaleźć w tej chwili skazanego? — zapytał regent.
— Wasza królewska wysokość! — protestował prezydujący.
— Wykraczając nieco przeciwko formie — odrzekł sucho regent — możnaby nieraz zrobić jakieś zastrzeżenie.
Zamiast odpowiedzi księżna wskazała na okna, poza któremi rozlegały się głuche wrzaski tłuszczy.
— Tak, skazaniec musi być niedaleko — potwierdził kardynał.
Regent skinął na markiza Bonivet i szepnął mu kilka słów na ucho. Bonivet wyszedł. Księżna usiadła na swojem miejscu. Gonzaga wodził okiem po zgromadzeniu. Pomimo panowania nad sobą drżały mu wargi, krew napływała do głowy. Po chwili usłyszano z przedpokoju chrzęst zbroi. Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku drzwiom z najwyższą ciekawością.
Wreszcie drzwi się rozwarły i, otoczony żołnierzami wszedł Lagarder piękny jak Chrystus, ze skrępowanemi na piersiach rękami.
W ogromnej sali rozległ się cichy szmer.
Regent nie spuszczał z oczu Gonzagi, któ-