Strona:PL Feval - Garbus.djvu/750

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ty wiesz, wiesz! I nikt, nikt nie chce mi przyjść na ratunek, a ja tak cierpię!
Nagle wyprostowała się i spojrzała prosto w oczy księżnie.
— Czy modlitwy tej, tyś mnie uczyła matko?
Księżna pochyliła głowę i jęknęła głucho.
Błyszczący gorączką wzrok Aurory nie schodził z twarzy matki.
— Nie, nie! To nie ty!
I w umyśle jej nastąpił kryzys — wracała pamięć. Straszny krzyk wydarł się z jej piersi:
— Henryku! Henryku! Gdzie Henryk?
Zerwała się z szezlągu. Dzikiem spojrzeniem objęła księżnę. Napróżno Flora usiłowała ująć ją za ręce. Aurora odepchnęła ją z nie spodziewaną siłą.
Księżna płakała z ukrytą głową w dłoniach.
— Odpowiedzcież mi, gdzie Henryk? Co z nim się stało?
— Ja tylko o tobie myślałam, dziecko drogie.
Aurora zwróciła się do dony Kruz:
— Powiedz, czy cni go zabili?
Dona Kruz milczała. Więc Aurora znów wpatrzyła się płonącym wzrokiem w matkę.
— Czy oni mi go zabili? — powtórzyła rozdzierającym głosem.
— Litości — jęknęła księżna. — Serce mi pęka! On, zawsze on! — wołała łamiąc ręce. — W sercu tego dziecka niema już miejsca na miłość dla matki!
— Nie chcą mi powiedzieć: on zabity! —