Strona:PL Feval - Garbus.djvu/726

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powziął też stanowczy zamiar usunięcia się gdzieś, w jakiś zaciszny kącik na prowincyi, gdzieby mógł bez troski zażywać szczęścia, zwłaszcza że jasny horyzont jego pana zaczynał się jakoś chmurzyć, a głos wewnętrzny wciąż mu powtarzał: “Uciekaj!” Nie mniej przeto nie widział niebezpieczeństwa w tem, jeśli zostanie w Paryżu ze dwadzieścia cztery godziny dłużej. Sofizmat podobny po wszystkie wieki zwykł gubić skąpców: dwadzieścia cztery godzin tak to krótko! Bo nie pamiętaj, że każda z 1,440 minut może sprowadzić nieszczęście, śmierć lub zasłużoną karę.
— Jak się macie, dzielni moi przyjaciele — rzekł pan Pejrol, upewniwszy się wzrokiem iż drzwi na korytarz są przymknięte.
— A masz! A masz za swoje lebiodo! — krzyczał Kokardas, dając potężnego kuksa swemu przyjacielowi, Paspoalowi. — Dobrze ci teraz? Właśnie tu mówiliśmy — zwrócił się do Pejrola — ja i ten kociak, że gdyby nam dano nasze papiery, niezgorzej zaszedłby nam czas tutaj.
— Tak dobrze się bawicie? — roześmiał się Pejrol.
— Nieźle, wcale nieźle! — odpowiedział Gaskończyk. — Cóż tam nowego w mieście?
— Nic nie wiem szachetni rycerze. Ale jakże to? Chielibyście koniecznie odebrać wasze szpady?
— Przyzwyczajenie, widzi pan — odrzekł dobrodusznie Kokardas. — Kiedy nie mam przy boku mojej Piotrusi, zdaje mi się, że mi brak