mało nie rozbił mu czaszki. Lagarder zawinął w chustkę spory kawał cegły.
— Jakże twardo musiałem spać — dziwił się Chaverny — jeżeli mnie można było przenieść aż tutaj bez mojej wiedzy!
Wyjął z pakunku kawałek zapisanego krwią płótna i schował do kieszeni.
— Jeżeli się nie mylę — zaczął znów głos — jestem pewny że pan dobrze mi życzysz i chciał byś przyjść z pomocą?
Młody markiz przytakiwał głową.
— Według wszelkiego prawdopodobieństwa, będę stracony dzisiejszego wieczoru. Trzeba się spieszyć. Jeżeli pan nie ma sposobności przęsłania mojej posyłki, zrób pan tak jak ja: wydłub czem dziurę w podłodze i będziemy próbować szczęścia dalej, o piętro niżej.
— Czemś pan przedziurawił sufit? — zapytał Chaverny.
Lagarder nic słyszał, lecz widocznie domyślił się pytania, gdyż w tejże chwili ubielona wapnem ostroga padła u nóg Chaverny’cgo. Markiz natychmiast zabrał się do roboty i z całym zapałem. W miarę jak wracała mu przytomność, wzrastała też złość na wszystkie podłości, wyrządzone mu przez Gonzagę.
— Poczekaj! — mruczał pod nosem. — Policzymy się ze sobą!
I z tem większą zaciekłością żłobił w podłodze dziurę, dziesięć razy większą niż było potrzeba do puszczenia pakunku.
— Markizie, na miłość Boską za wiele robicie hałasu! — ostrzegał Lagarder. — Mogą
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/721
Wygląd
Ta strona została przepisana.