Strona:PL Feval - Garbus.djvu/666

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ruchem głowy nakazał jej milczenie.
— Nie odwracaj głowy — mówił cichym, łagodnym głosem do panny Nevers. — Jesteśmy nad samym brzegiem przepaści; lada ruch, lada krok może nas zgubić.
Dona Kruz nie mogła stać dłużej, nogi uginały się pod nią. Usiadła obok Aurory.
— Dałbym dwieście ludwików, aby się dowiedzieć, co on jej mówi! — rzekł Navail.
— Do stu piorunów! — zawołał Oriol. — Ja sam zaczynam wierzyć.. A przecież nic jej nie dawał do picia.
— Panowie! — zaproponował Noce. — Tymczasem sto pistolów za garbusem.
A garbus mówił dalej:!
— To nie sen, Auroro. Serce twoje nie myli się wcale, to ja.
— Henryk! szepnęła. Boję się oczu otworzyć. Floro, czy widzisz?
— Dona Kruz nachyliła się aby ją pocałować w czoło, i szepnęła jak najciszej:
— To on!
Wówczas Aurora rozchyliła nieco palce, któremi zakrywała oczy, i spojrzała.... Serce zamarło jej w piersiach i z trudem stłumiła w sobie wydzierający okrzyk bólu.
— Ci ludzie — mówił garbus, wskazując Wzrokiem na drzwi galeryi — nie wierzący w niebo i Boga, łatwo dają się oszukać, zwłaszcza, gdy wyrządzone zło im dogadza. Ukochana moja! Udawaj, że nie ulegasz popędom serca, ale jakiejś szczególnej woli, czy urokowi szatana. Bądź, jakby oczarowana, pozbawiona woli i siły.