— Nie kłam — krzyknął Karig. — Wszak tyś przechodził dzisiaj rano przez góry?
— Ja? Góry?
— Do dyabła! — przerwał Saldani. — On idzie prosto z Argeles. Nieprawdaż mały?
— Z Argeles! — powtórzyło chłopię.
Wzrok jego mimowoli skierował się ku niskiemu okienku pod mostem.
— Nie bój się! — rzekł Kokardas. — My nie chcemy ciebie zadusić, paniczu. Powiedz tylko do kogo niesiesz ten list miłosny?
— List miłosny? — powtórzył znów paź.
Wtedy Paspoal:
— Mój gołąbku, tyś się napewno rodził w Normandyi.
— Ja? W Normandyi?
— Niema co! — zdecydował Kokardas — trzeba go zrewidować.
— O, nie! nie! — błagał paź, padając na kolana. — Nie rewidujcie mnie, moi szlachetni panowie!
Naturalnie było to tylko dolaniem oliwy do ognia.
Paspoal rzekł po namyśle:
— Nie, on nie z mego kraju. Nie umie kłamać!
— Jak się nazywasz? — przerwał Kokardas.
— Berichon — odpowiedział paź.
— Komu służysz?
Paź milczał. Już wolontaryusze i zbiry za-
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/65
Wygląd
Ta strona została przepisana.