Strona:PL Feval - Garbus.djvu/645

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otoczyła swoją opieką.
Kokardas trącał się kielichem ze wszystkimi, i uważał to za całkiem naturalne. Zresztą tutaj, jak wszędzie indziej, zachowywał się z nieskalaną godnością.
Nie bój się! Gdyby gruby Oriol spróbował mówić mu ty, surowo doprowadzony był do porządku.
Książę Gonzaga z garbusem odeszli nieco na bok. Książę wciąż badawczo wpatrywał się w Ezopa II, usiłując przeniknąć najskrytsze jego myśli po przez maskę szyderstwa i błazeństwa.
— Jakiej gwarancyi wasza książęca mość wymaga odemnie? — pytał garbus.
— Chciałbym przedewszystkiem wiedzieć odparł Gonzaga — czego się domyślasz?
— Niczego się nie domyślanego byłem tam — rzekł garbus, wskazując leżący wciąż na ziemi stos ubrań i płaszczów. — Słyszałem historyę brzoskwini, historyę o kwiatach i hymn na cześć Italii.
— Tak, to prawda — szopnął Gonzaga — ty byłeś tam. Na co ta komedya?
— Chciałem się dowiedzieć i chciałem nad tem pomyśleć. Ten Chaverny to wcale niedobry wybór, nie pasuje do waszej książęcej mości.
— To prawda, ale miałem zawsze słabość do niego.
— Nigdy nie trzeba ulegać słabości, bo ona rodzi niebezpieczeństwo. Ten Chaverny śpi w tej chwili, ale gdy się obudzi....
— Dajmy temu spokój — przerwał Gonzaga. Co myślisz o historyi z brzoskwinią?