Strona:PL Feval - Garbus.djvu/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gitanita uśmiechnęła się z naiwną próżnością.
— Oni chcą mnie! — rzekła.
Walono we drzwi. Aurora szybko się usunęła. Wówczas dona Kruz przyłożyła oko do zamku.
— Cha! Cha! — wybuchnęła śmiechem. — Jaką paradną minę miał ten biedny Pejrol.
— Coś tam mówią za drzwiami — rzekł Noce.
— Ja też słyszałem.
— Dajcie młotka! Szczypce!
— Może armatkę? — wtrąciła Nivella, budząc się z drzemki.
Oriol skakał z zachwytu.
— Mam coś lepszego! — krzyknął Chaverny. — Serenada.
— Przy akompaniamencie noży, butelek, szklanek i talerzy — dowcipkował Oriol, patrząc na Nivellę.
Ale ta już drzemała.
— On jest zachwycający, ten markizek! — szepnęła dona Kruz.
— Który to? — zapytała Aurora, zbliżając się do drzwi.
— Dziwne, że nie widzę — wcale garbusa — zamiast odpowiedzieć, rzekła gitanita.
— Czyście gotowi? — zawołał w tej chwili Chaverny.
Tymczasem Aurora patrząc przez dziurkę od klucza, usiłowała dojrzeć swego wielbiciela z Madrytu.
Ale taki tumult był w salonie, że nikogo rozróżnić nie mogła.