Strona:PL Feval - Garbus.djvu/554

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ry — wszyscy towarzysze Gonzagi, jak i on wy buchnęli wesołym śmiechem.
— Ha, ha, ha! — śmiał się książę — wiatr zawiał z naszej strony!
— Tak wasza ekscelencyo. Przybiegłem tutaj i odrazu uczułem, że jestem w dobrem miejscu. Nie umiem określić jaka to woń owionęła i opanowała mózg mój, zapewne woń szlachetnych i wyższych rozkoszy. Więc zatrzymałem się, aby zaczerpnąć oddechu tej woni.... To tak upaja, ekscelencyo; lubię to.
— Jaki znawca! — rzekł Oriol.
Garbus spojrzał mu prosto w oczy.
— A pan który dźwigasz w nocy ciężary — rzekł cicho — możesz najlepiej rozumieć, jak te się jest zdolnym do wszystkiego aby tylko módz zaspokoić żądzę.
Oriol zbladł. Montobert wykrzyknął:
— Co on chce przez to powiedzieć?
— Wytłómacz się, przyjacielu! — rozkazał Gonzaga.
— Ekscelencyo — odrzekł dobrodusznie garbus — wytłómaczenie nie będzie długie. Wszak pamiętacie, panowie, żem miał zaszczyt wyjść wczoraj z Palais-Royal jednocześnie z wami. Widziałem dwóch panów, zaprzęgniętych do noszy, a że to nie jest rzecz całkiem zwykła, pomyślałem sobie, że musieli być dobrze za to zapłaceni.
— Czyżby on wiedział?.... — szepnął Oriol ze strachem.
— Co było na tragach? — przerwał garbus naturalnie. — Stary szlachcic pijany, któremu potem miałem zaszczyt podać ramię i odprowa-