Strona:PL Feval - Garbus.djvu/528

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sprawa już się skończyła. A wasza ekscelencya sam poddał myśl, żeby zmusić dwóch swych przyjaciół.
— Przyjaciół! — powtórzył Gonzaga z taką głęboką wzgardą, że zamknęło to usta Pejrolowi.
— Dobrze zrobiłem — mówił dalej książę. — i ty masz racyę; to moi przyjaciele. Do licha! Muszę w to wierzyć, że są moimi przyjaciółmi. Kogo nadużywa się bez miary, jeżeli nie swych przyjaciół? Chcę ich zgnębić, czy tego nie rozumiesz? Chcę ich przywiązać na potrójny supeł, przykuć do siebie. Gdyby Horn miał za sobą stu krzykaczy, regent zatknąłby sobie uszy. Regent przedewszystkiem lubi spokój. Ja nie boję się smutnego losu hrabiego Horna.
Przerwał, widząc, że Pejrol utkwił w niego chciwe spojrzenie.
— Do dyabła! — rzekł z przymuszonym trochę śmiechem. — A ten ma już gęsią skórkę!
— Czy pan obawia się czego ze strony regenta? — zapytał Pejrol.
— Słuchaj — odparł Gonzaga, unosząc się na łokciach, — przysięgam ci na Boga, że jeżeli ja upadnę, ciebie powieszą!
Pejrol cofnął się o trzy kroki. Oczy wyszły mu na wierzch. Gonzaga nagle wybuchnął serdecznym śmiechem.
— Arcytchórzu! — zawołał. — Nigdy w życiu nie byłem lepiej u dworu jak teraz, ale nie wiem, co może mnie spotkać. W razie ataku chcę być w pogotowiu. Chcę, aby koło mnie byli nie przyjaciele — nie ma już przyjaciół — ale niewolnicy. Nie niewolnicy kupieni ale przy-