Strona:PL Feval - Garbus.djvu/526

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wie chciwcem, bo namiętnie kochał pieniądze, ale nie dla nich samych, lecz dla przyjemności, na które one pozwalają.
Nie można powiedzieć, aby miał jakieś przesądy, brał od wszystkich i liczył na to, że na starość zostanie wielkim panem.
Właśnie Żandry składał mu raport i opowiadał, jak wraz z Oriolem i Montobertem odnieśli trupa Lagardera aż do mostu Marion i rzucili go do rzeki. Pejrol zapłacił Żandremu, zostawiwszy sobie pewien procent z przeznaczonych na to pieniędzy.
— Dobrzy kamraci są coraz rzadszymi — rzekł Żandry na wychodnem. — Pod pańskiemi oknami jest były żołnierz z mojego pułku, który przy sposobności mógłby wam bardzo dopomódz.
— Nazywa się?....
— Wieloryb. Jest silny i głupi jak wół.
— Zamów go — odparł Pejrol. — ale tylko z przezorności, bo mam nadzieję, żeśmy już skończyli z temi wszystkiemi historyami.
— A ja mam nadzieję, że nie jeszcze — odparł Żandry. — Rozmówię się z Wielorybem.
Zeszedł do ogrodu, gdzie Wieloryb spełniał swe obowiązki napróżno walcząc z rosnącem po wodzeniem swego szczęśliwego współzawodnika Ezopa II.
Pejrol wstał i udał się do swego pana. Spostrzegł ze zdziwieniem, że inni już go ubiegli. Przed Gonzagą stali Kokardas i Paspoal obaj pięknie ubrani pomimo wczesnej pory, wyświeżeni i już po wizycie w kuchni.
— E, hultaje — zaczął Pejrol, zauważyw-