Strona:PL Feval - Garbus.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeciw temu człowiekowi, stanę osobiście na drodze!
Potem podała rękę Lagarderowi.
Gonzaga wszystkiemi siłami starał się ukryć wściekłość, jaka w nim huczała. Zbliżył się do swych pochlebców i rzekł im:
— Panowie, człowiek ten chce wam wydrzeć jednym zamachem fortunę i przyszłość. Ale on jest szalony, los nam go oddaje. Chodźcie za mną!
Szedł prosto w stronnę pałacu i kazał sobie otworzyć drzwi prowadzące do apartamentów regenta.
Właśnie oznajmiono kolacyę w pałacu, oraz w różnych bogato nakrytych namiotach na podwórcach. Ogród pustoszał. Zaledwie kilka spóźnionych osób majaczyło w głównych alejach. Między innymi poznalibyśmy p. barona Barbanszoa i p. barona Hunodaj, którzy, kulejąc, śpieszyli się jak mogli, powtarzając:
— Gdzie my idziemy panie baronie? Gdzie my idziemy?
— Na kolacyę! — odpowiedziała Cydalisa, przechodząca tuż obok nich pod rękę z jakimś muszkieterem.
Lagardor z księżną wkrótce znaleźli się zupełnie sami w pięknej alei grabowej, ciągnącej się wzdłuż ulicy Richelieu.
— Panie — mówiła księżna drżącym ze wzruszenia głosem — przed chwilą usłyszałam pańskie nazwisko. Głos pański obudził we mnie bolesne wspomnienia z przed lat dwu-