Strona:PL Feval - Garbus.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I głosem dziewczynki, wydającej lekcye katechizmu zacny profos zaczął takie opowiadanie:
— P. Pejrol ma zupełną racyę, że uważa swego pana za doskonałego szlachcica. Oto kilka szczegółów, które doszły do mojej wiadomości. Ja nie widz? w nich nic złego, ale złośliwi inaczej mogliby to sądzić. Podczas gdy trzech Filipów prowadziło w Paryżu wesołe życie, tak wesołe, że król Ludwik groził wysłaniem swego siostrzeńca do jego majątków — mówię tu o czasach z przed trzech lub czterech lat — ja byłem na służbie u pewnego doktora włoskiego, ucznia sławnego Exili, który się zwał Piotr Garba.
— Pietro Garba z Gaety! — przerwał Faenza — znałem go. Był to łotr z pod ciemnej gwiazdy!
Braciszek Paspoal uśmiechnął się słodko.
— Był to człowiek spokojny — ciągnął dalej — dobrych obyczajów, religijny, uczony, jak książki, który zajmował się sporządzaniem dobroczynnego napoju, zwanego napojem długiego życia.
Zbirowie wybuchnęli śmiechem.
— Nie bój się! — zawołał Kokardas. — Opowiadasz, jak anioł! Naprzód!
P. Pejrol otarł zlane potem czoło.
— Książę Filip Gonzaga — ciągnął Paspoal przychodził bardzo często odwiedzać poczciwego Piotra Garbę.
— Ciszej! — przerwał mimowoli Pejrol.