Strona:PL Feval - Garbus.djvu/456

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kardas jednak musiał przyznać, że nigdy nie widział człowieka również brzydkiego, jak ta jego lebioda.
Oto, co odpowiedział Paspoal, spuszczając skromnie bezrzęsne powieki.
— Pragnę, mój szlachetny przyjacielu, umrzeć od ciosu w piersi, gdyż, będąc przyzwyczajony do podobania się damom, przykroby mi było pomyśleć, iż jedna lub więcej z tej nadobnej płci mogłaby mię zobaczyć zeszpeconym po śmierci.
— Ręko boska! — mruknął Kokardas — biedny gołąbek!
Nie miał nawet siły się śmiać.
Okrążyli dokoła fontannę, podobni do lunatyków, stąpających bez mowy, bez wyroku.
A tymczasem taniec Córy Mississipi był bardzo ciekawy. Od czasu istnienia baletu nie widziano nic równie pięknego.
Córa bożka Mississipi, o pięknych rysach twarzy Nevelli, leciuchno jak motyl, przebiegała kobierce kwiatowe, muskała swą piersią lilie i róże, i wielkie nenufary pływające po wodzie, a potem wdzięcznie zwołała swe towarzyszki, prawdopodobnie siostrzenice Mississipi, które przebiegły z girlandami kwiatów w ręku. Wszystkie te dzielne niewiasty, pomiędzy któremi poznać można było Cydalisę, pannę Deboa, de Fleury i inne tańczące znakomitości, tańczyły zgodnie i harmonijnie, szczęśliwe i uśmiechnięte. Nagle banda dzikich Indyan wyskoczyła z krzaków. Kołysząc się niezgrabnie, skacząc i gestykulując, dzicy