— Sza! — szepnął p. Hunodaj. — To już jedenasty w przeciągu tygodnia.
— Oriol! Oriol — zawołano w tej chwili przy głównym stole — Bywaj!
Gruby, krótki finansista stanął u wejścia. Twarz miał zakrytą maską, a na sobie krzycząco strojny kostyum, który wywoływał powszechny szalony śmiech.
— To dziwne — rzekł dobrodusznie — jak mnie tu wszyscy znają!
— Niema dwóch Oriolów! — zawołał Navail.
— Te panie utrzymują, że dosyć im jednego — rzekł dowcipnie Noce.
— Zazdrośnik! — zaśmiano się jednogłośnie.
— Panowie — odezwał się Oriol — czy nie widzieliście Niwelli?
— I pomyśleć — deklamował Gironne — że nasz biedny przyjaciel, od ośmiu miesięcy napróżno się stara, zająć miejsce przy boku naszej Niwelli!
— Zazdrośnik! — powtórzono.
— Zdobyłeś już pergaminy, Oriolu?
— Obstalowałeś herb?
— Oriol! Jakie imię będzie miał ten twój przodek, którego wyślesz na wojny krzyżowe.
Wybuchnięto śmiechem.
Barbanchoa załamał ręce: p. Hunodaj kiwał ponuro głową, mówiąc:
— Oto dzisiejsza szlachta, która kpi z rzeczy świętych!
— Gdzie my idziemy, Zbawicielu świata? Gdziemy my idziemy?
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/408
Wygląd
Ta strona została przepisana.