Strona:PL Feval - Garbus.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łych powozów, świetniejszych gości. Cały dwór zjechał na bal.
Palais-Royal oświetlony był rzęsiście i rozbrzmiewał huczną muzyką, ale poza nim ulicę Chantre zalegały ciemności i pustka. Na pierwszy rzut oka zdawałoby się, że niema tam żywej duszy, ale o kilka kroków od domu, w krórym mieszkał mistrz Ludwik, na drugiej stronie ulicy pogrążonej w głębokiem cieniu stało nieruchomo i milcząco sześciu ludzi ciemno ubranych. Za nimi stały dwie karety. Nie patrzyli wcale na tłumy zgromadzone przed Palais-Royal, ale oczy mieli utkwione w drzwi mieszkania mistrza Ludwika.
Tymczasem Kokardas i Paspoal po zwycięstwie nad Franciszką i Jankiem, weszli do jadalnej sali patrząc na siebie z zachwytem i tkliwością.
— Korono cierniowa! — zaklął Kokardas.
— Nie zapomniałeś swego rzemiosła, lebiodo.
— Ani ty także!
— Najważniejsze już zrobione.
— Gdy tylko niema Lagardera w jakiej sprawie — zauważył Paspoal — wszystko idzie jak z płatka.
— A Lagarder jest daleko, nie bój się!
— Do samej granicy sześćdziesiąt mil.
Zacierali sobie ręce.
— Nie traćmy czasu, kochaneczku — zaczął znowu Kokardas. — Zbadajmy teren. Oto dwoje drzwi.
Wskazał na pokój Aurory i na gabinet mistrza Ludwika na górze.
— Zajrzę przez dziurkę od klucza —