Strona:PL Feval - Garbus.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I spryt za czterech, do licha? Ale jakim sposobem może wiedzieć, że niema tu osoby, której szukamy, kiedy nie wymówiliśmy zupełnie jej nazwiska?
— Mieszkamy zupełnie sami — odparła sucho Franciszka.
— Paspoal? — rzekł Gaskończyk.
— Kokardas? — odpowiedział Normandczyk.
— Czyś ty przypuszczał, że ta czcigodna dama może kłamać, jak jaka przekupka z ulicy?
— Uczciwe słowo — odrzekł Paspoal uroczystym tonem — nie przypuszczałbym tego nigdy.
— No, no! — zawołała Franciszka naprawdę rozgniewana. — Dosyć tego gadania! To nie pora odwiedzania porządnych ludzi. Precz stąd!
— Wiesz co, kochaneczku — wtrącił Kokardas, zwracając się do Paspoala. — Jest w tem trochę racyi. Godzina spóźniona.
— Rzeczywiście — odparł Paspoal.
— Ale nie możemy stąd odejść zanim nie otrzymamy odpowiedzi, co? — mówił dalej Gaskończyk.
— To jasne.
— A więc proponuję, lebiodo, przejrzye dom uczciwie i bez hałasu.
— Zgadzam się — zawołał braciszek Paspoal.
I zbliżając się do towarzysza, rzekł cicho: