Strona:PL Feval - Garbus.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zanim dwanaście godzin nie wybije, zanim nie przejdziemy dwunastu mil — powtórzył — będziemy bronić naszego gościa, chociażby przeciw samemu królowi.
Dziwna wiara, dziwni ludzie.
Wszyscy Cyganie otoczyli Henryka.
W tej chwili Flora szepnęła mi do ucha; — Ocalę was oboje, albo sama umrę!

∗             ∗

Było już koło północy. Położono mnie na worku napełnionym mchem, w namiocie wodza, który spał niedaleko odemnie. W blasku lampki widziałam jego oczy nawpół otwarte, tak, że zdawało mi się, iż widzi nawet w uśpieniu. U nóg wodza jak pies leżał jeden Cygan i chrapał głośno. Nie miałam pojęcia gdzie umieszczono Henryka, a Bóg wie, że ani na chwilę nie zamknęłam oczu.
Byłam pod opieką starej Cyganki, która spełniała przy mnie rolę więziennego dozorcy. Położyła się w poprzek, oparłszy głowę na moim ramieniu i przez zbytek ostrożności trzymała mnie jeszcze za rękę.
Oprócz tego za namiotem słyszałam regularne kroki dwóch wartowników.
Klepsydra pokazywała pierwszą godzinę, gdy u wejścia do namiotu usłyszałam jakiś cichy hałas. Odwróciłam się aby zobaczyć co to takiego. Ruch mój rozbudził czujną dozorczynię, która otworzyła oczy, burcząc gniewnie. Spostrzegłam tylko, że ucichły kroki jednego z wartowników, a mniej więcej po kwadransie