Strona:PL Feval - Garbus.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rze (nie mieliśmy ani serwety, ani innego serwisu). Słysząc stukanie myślałam, że to Henryk powraca i pobiegłam mu otworzyć. Na widok dwóch nieznajomych ludzi odskoczyłam przestraszona. Od czasu gdyśmy przyjechali do Pampeluny nikt nas nie odwiedzał. Byli to dwaj rycerze wysokiego wzrostu, chudzi i żółci, wąsy mieli długie i spiczaste. Długie i cienkie rapiery unosiły poły ich czarnych płaszczów. Jeden z nich był stary i gadatliwy, drugi młody i ponury.
— A Dios! Moje śliczne dziecko — rzekł pierwszy. — Czy tu mieszka don Henryk?
— Nie, panie, — odpowiedziałam.
Hiszpanie spojrzeli na siebie. Miody wzruszył ramionami i mruknął:
— Don Ludwik!
— Don Ludwik, święty Boże! — zawołał starszy — don Ludwik, chciałem powiedzieć.
A gdy wahałam się co mu na to odrzec — mówił dalej.
— Wejdź-no Sanszo, mój siostrzanie, wejdź! Poczekamy tu na don Ludwika. Nie kłopocz się o nas, panienko. Usiądź tu siostrzanie Sanszo. Nędznie mieszka ten pan szlachcic, ale co nas to obchodzi! Czy zapalisz siostrzanie Sanszo? Nie? Zrobisz, jak zechcesz.
Siostrzan Sanszo nic odpowiedział ani słowa. Twarz miał niezwykle długą i od czasu do czasu drapał się za uchem, jak chłopiec bardzo zakłopotany. Wuj, don Migel zapalił cygaro i zaczął zozmawiąć z wielkiem ożywieniem. Umie-