Strona:PL Feval - Garbus.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kącą nogi szkapę. — Jak na rycerzy, spadliśmy bardzo nisko! Ale, kochanku, jak za każdy grzech jest kara, tak jest i łassa Boska. Czuję, że przy naszym małym Paryżaninie dokumentnie odpokutujemy.
Ale Paspoal zwiesił smutnie głowę: Kto wie, czy zechce nas poznać teraz, westchnął, obrzucając rozpaczliwem spojrzeniem swoją toaletę!
— E! kochanku! — pocieszał Kokardas. — To złote serce cały ten chłopak!
— A jaki chwat! — westchnął Paspoal. Jaka zręczność!
— A jaki żołnierz! Jaki szermierz!
— Pamiętasz-że ty ten jego cios na odlew przy cofaniu się?
— A pamiętasz te jego trzy pchnięcia proste w ataku na Delespina?
— Anioł!
— Prawdziwy anioł! Szczęśliwy zawsze w grze. A jak pije, korono cierniowa!
— A jak zawraca głowy kobietkom!
Po każdym takim wykrzykniku obaj towarzysze coraz więcej się zapalali. Co chwila też zatrzymywali się, aby się uścisnąć za ręce. Wzruszenie ich było szczere i głębokie.
— Boże miłościwy! — zaczął Kokardas. — Jeżeli tylko palcem kiwnie, on, nasz mały Paryżanin, to będziemy jego sługami, prawda, kochanku?