Strona:PL Feval - Garbus.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To za wiele! — rzekł Gonzaga, uspakajając ręką zbyt hałaśliwy zapał swego zaklętego oddziału. — Cierpliwość ludzka ma granice. Po raz ostatni zwracani się do księżnej: Trzeba mieć powody, poważne powody, aby w ten sposób odpierać widoczną prawdę.
— Niestety — westchnął kardynał — to są moje własne słowa, ale gdy kobiety wbiją sobie co do głowy....
— Te powody — kończył Gonzaga, czy masz je, pani?
— “Tak” szepnął głos tajemniczy.
— Tak — powtórzyła głośno księżna.
Gonzaga był trupio blady, usta jego poruszały się konwulsyjnie. Czuł, że była tam w samem zebraniu, przez niego zwołanem, jakaś nieprzychylna mu i nieuchwytna siła.. Czuł ją, ale napróżno jej szukał.
Od kilku minut wdowa po Neversie zmieniła się zupełnie. Marmur stał się ciałem, posąg ożył. Skąd ten cud? Przemiana została dokonaną w chwili, gdy księżna błagała pomocy boskiej. Ale Gonzaga nie wierzył w Boga.
Otarł pot spływający po czole.
— Masz więc, pani, jakie nowiny od córki? — zapytał, źle ukrywając niepokój.
Księżna milczała.
— Są na święcie oszuści — ciągnął dalej Gonzaga. Czy przedstawiono ci, pani, jaką inną dziewczynę?....
Znowu milczenie.
— Mówiąc: — kończył Gonzaga — “Ta jest twą córką, wybawiliśmy ją i zaopiekowaliśmy się nią” — kłamali ci. Oni wszyscy tak mówią!