Długo jechaliśmy autem.
Dotarliśmy nareszcie do osady, którą nazywają miastem.
Stoi ono nad wodą. Duża to woda, bo brzegów nie widać.
Niebieska jak niebo.
Jest to morze!
„Wujek“ Ori-Ori wspominał niegdyś o morzu.
Mówił, że za niem biali ludzie mają swoje osady.
Chciałam się napić z morza, lecz woda była gorzka i słona.
Przeraziło mnie to.
Plułam i płakałam.
Zo-Zo dała mi cukru.
Odrazu pocieszyłam się, chrupiąc słodki, biały cukier.
Gdy siedziałam na brzegu, wpełznął na mnie duży czarny pająk.
Wlazł mi na pyszczek. Chciałam zrzucić go.
Ugryzł mnie w powiekę i uciekł.
Krzyknęłam i zaczęłam płakać.
To obejrzał moje oko. Obmywał i smarował powiekę. Zo-Zo obwiązała mi twarzyczkę białą płachtą i położyła do koszyka.
Nie spałam całą noc. Oko obrzękło mi strasznie i bolało. Zdawało mi się, że płonie cała
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/118
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
Dzień pożegnania z krajem.