Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozłącznej parze; toćże to przecię natchnienie chwili ją rodzi, kształci zaś i pożądaną czyni społeczne upodobanie.
Więc też i tu, stosownie do wymagań okoliczności, zwolna poezya Prowansalska rozszczepiła się i rozeszła w dwie różne strony. Jedną pociągnęli dalej bogobojni czciciele cnoty kobiecej, wyidealizowanej do przesytu; drugą, zwolennicy płochych miłostek, swawolnie nasługujący rozpustnym wpływom dworu w Awinionie. Jednocześnie też, w rzeczach Wiary, pierwsi zostali przy oderwaniu się od świata, idąc szlakiem kwiatowym uprawianym przez uczniów Ś-go Franciszka z Assyżu, wprost ku zachwytom Ś-tej Teresy, które nie miały mieć już w sobie nic ziemskiego — w poezyi zaś miłosnej, ku podobnie ascetycznym objawom, za jakich przykład służyć miał w przyszłości stosunek Michała Anioła z Wiktoryą Colonną; drudzy zaś, z coraz chłodniejszym na rzeczy poglądem, z niewiarą nietylko w cnotę kobiecą ale nawet w przedmioty od niej świętsze, z uzdolnieniem swojem badawczem, krytycznym zmysłem, skłonnością do łatwego szyderstwa, sami nie wiedząc o tem, torowali drogę przyszłemu wskrzeszeniu pogańskich pojęć na dworze Medyceuszów, a dalej Odrodzeniu Sztuk i Nauk, i wreszcie Reformacyi.

Kiedy nastał Petrarka, rozdwojenie to w pierwiastkach dopiero istniało; niemniej rozbrat między niemi był wyraźny. Wypadało wybór zrobić — on poszedł drogą pośrednią. — Sztukę jak wiemy, w upadku już zastał. A przecież, jak bądź (przyznać to trzeba), nie zupełnie się oparł wpływom rozkładającym przesady w kolorycie i rozlicznych w formie nadużyć; niemniej, rzecz pewna, poezyę, acz na krótko, znów na słoneczne wyprowadził szlaki — bezdroża i manowce zostawiając dla tych, których powabami swych pomysłów za sobą pociągnął[1] — i tu, przypuszczalnie, wykształcenie jego klasyczne zdrowym mu było doradcą. — Obyczaje też zastał w upadku. I tu również nie łatwo mu przyszło od społecznej uchronić się zarazy; a przecież, ideałem serce sobie uświęciwszy, niemniej w ascetycznie mglistym się nie zbłąkał. Powiemy, że tu znowu Platon był mu na straży? Więc przypatrzmy się nawiasowo, w jaki to sposób on Mędrzec mu radził. Oto co czytamy

  1. Petrarka, — powiada Cantu, — znalazł roje naśladowców, którzy w wyślizganej przez niego formie Sonetu, podczas kiedy ojczyzna jak na mękach cierpiała, narzekaniami na żyjące kochanki, lub ckliwem opłakiwaniem ich zgonu, coraz niesforniej udręczali poczucie dobrego smaku i społecznych wymagań.