O prędko! prędko! ratuj dziecko!
Pędź! droga prosta — wzdłuż strumienia,
tam gdzie się łąka w staw przemienia —
na lewo — tam — przez most — tam staw —
pędź! rękę podaj, dziecko zbaw!
— Podnosi główkę — rączki wznosi —
kwileniem cichem — prosi — prosi —
Henryku! Ratuj!
Krok jeden — będziesz wolna!
A gdy się droga skończy polna,
wejdziemy w bór, w pomrocze —
tam matka siedzi na kamieniu
— jak zimne węże me warkocze —
tam matka siedzi na kamieniu
i głową chwieje w pochyleniu —
O, już nie chwieje — ciężka głowa!
o, już nie mówi — zmarła mowa!
Spała tak długo — już się nie zbudzi,
tak się biedactwo tem spaniem trudzi,
abyśmy kochać mogli się jawno —
to było dawno — to było dawno!
Prośby ni groźby nie poradzą —
ręce cię moje wyprowadzą.
Na co ta nagłość — na co ta siła!
Niczegom tobie nie odmówiła —
lecz dziś — umarły nadzieje!