a już tam utrefioną spotkasz białogłowę;
jedno oczko piórami wachlarza zasłania,
drugiem zerka wymownie — choć się niby wzbrania;
jeśli jeno obaczy bankową cedułę,
już rzęskami trzepoce, słówka grucha czułe.
Napróżno się dowcipniś i mówca utrudza —
szeleszcząca wymowa snadniej miłość wzbudza.
Tyle o tem; — a dalej — na cóż wór, sepecik?
duży pieniądz skryć można za mały gorsecik;
z westchnieniem się go przyjmie, z afektem radosnym,
zwłaszcza, jeśli go podasz w liściku miłosnym.
Banknotem i ksiądz lubi brewiarzyk założyć,
aby wiedział nazajutrz, gdzie go ma otworzyć;
żołnierz w mustrze swobodny, obrotny jest w ruchu,
bo już nie musi trzosa przytraczać na brzuchu.
Wybacz mi wasza miłość — małe daję próby
wynalazku wielkiego — rządów twoich chluby.
Bezmiar skarbów ukrytych w dzierżaw twoich łonie,
w bezużytku zaiste, w bezpamięci tonie.
Myśl najbystrzejsza bogactw przeliczyć nie może —
i fantazja upada w nazbyt górnym torze;
lecz umysły co w przyszłość jasną patrzą twarzą
bezgranicza nieznane zaufaniem darzą.
Papier ten perły, złoto zastąpi, bo przecie
jest wygodniejszy; — wie się ile jest w kalecie;
nie trzeba kupczyć, mieniać — nabyć można wino
łatwo zań — łatwo też się pokumać z dziewczyną —
wygody wszelkie! Kruszcu chcesz? na każdym kroku
kantory znajdziesz; zmienisz; tu czy tam — na oku.
Łańcuch, pierścionek, puhar, noś bracie pod młotek —
papier zamortyzujesz bez krzyku, bez plotek.
Ludność się do banknotów przyzwyczaja chętnie,