ona — mych marzeń królowa?
z którejże fali wypłynie?
Lecą widziane łabędzie
majestatyczne i czyste,
jak w zapomnianej kolędzie
snują się — wiją — bieliste.
Lecz jeden w radości wezbranej
wymija szereg półsenny — —
ku jakiejś wyspie nieznanej
płynie zuchwały, promienny —
— to tam — to tam — kędy ona
w ciszy uroczysk panuje —!—
— tam — kędy kwietna zasłona
namiot nad łożem jej snuje!
Popłynął — — a reszta —?—: dziew
pilnuje w chyżym oblocie,
by każda w przycieniu drzew
o własnej myślała cnocie.
Słuchajcie siostry! — Do brzegu
ucho przyłóżcie — cyt! cyt!
tętent się niesie, rytm biegu,
dreszcz błoni i żwiru zgrzyt! —
Jakiegoż niesie nam posła
noc duchem żywa, wyniosła?
Słyszę! brzmi, tętni głos ziemi
1 serca mego dzwon słyszę —
dźwięk kopyt twardych! — Przed niemi
wiew wichru zamąca ciszę.
Szczęsna godzina! już ku mnie
jeździec marzony się zbliża,
pierś jego niesie się szumnie,
głowa się w pędzie naniża —