Przejdź do zawartości

Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale, jeżeli razy dwa
Zrobić mu to pozwolę,
To, jeślim przez to w wilczym dole,
Jest moją własną wina ta.


361.

Pająk, wśród kurzu siedząc i śmieci,
W milczeniu czyha, aż się dosłucha
Brzęku, mknącego gdzieś lekkoducha.
Mogłaby mucha ujść jego sieci,
Lecz, gdy w nią oślep z rozmachem wleci —
To, kto tu winien: pająk, czy mucha?


362.

O, jak powabnym Grzech jest, gdy, zdaleka,
W swej miodopłynnej wymowie,
W bezbrzeżne wabi pustkowie,
Skąd, niby chyłkiem, podprowadzi człeka
W Raj utracony przezeń, i przyrzeka:
Że Bóg się o tem nie dowie.

A jak jest szpetny, gdy, z przed Rajskich bram,
Przybrawszy twarz upiorzyska,
W szyderczy śmiech się rozpryska!
I jest tu cale inny, niż był tam,
A przecięż, zawsze jeden i ten sam —
Równie z daleka, jak z blizka.