Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom III.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
HELENA.

Odemnie któraż z niewiast w większej jest żałobie?
Najdroższy mąż mnie rzuca — ach! i niema rady,
Nie wrócę do ojczyzny, nie ujrzę Hellady.

Na scenę wpada

GONIEC.

O, długom ja się błąkał po cudzej krainie,
Szukając, Meneleju, twych śladów i ninie
Znajduję cię! Wysłali mnie dotąd druhowie.

MENELAOS.

Czy może dzicz napadła na wasze pustkowie?

GONIEC.

Cud stał się niepomierny, na świecie jedyny.

MENELAOS.

Mów! Wyjaw mi pospiechu twojego przyczyny.

GONIEC.

Powiadam, żeś napróżno znosił tyle trudów.

MENELAOS.

Żal dawny!... Ale dzisiaj cóż za cud to cudów?

GONIEC.

Małżonka twoja uszła w powietrzne przestwory
I znikła w głębiach niebios. Z jaskinnej komory,
Strzeżonej przez nas, wznosząc w nadziemskie się kraje,
To rzekła li: Frygowie biedni i Achaje
Nieszczęśni! Dla mnie wyście padali szeregiem,
Dzięki fortelom Hery, nad Skamandru brzegiem,
Mniemając, że mnie Parys, choć nie miał, posiada.
Ja zasię, jak mi losów nakazała rada,