O! jacy wy wspaniali — i liczni i dumni!
I sławą wieku jaśni, potężni i tłumni!…
Czoła starców gołębią spleśniałe siwizną
I w bojach nad klejnoty — piękną harde blizną!…
W światłach i złotogłowach błyskają komnaty
Tłum gości — błyszczą zbroje — szumią matron szaty,
Pióra wieję na hełmach — karmazyny — pasy
Gwieżdżące karabele i słoneczne atłasy —
Szaty białogłów jasne, lite, operlone
Jakby z promieni nowiu były uprzędzione —
Pajęczyny koronek — i klejnotów blaski
I suknie długie wloką — lśnią czoła przepaski —
Sunie łam po kobiercach szereg długi — długi,
Wśród podźwięków kapeli jako tęczy smugi —
Patrz! młody Zygmunt August! — że aż rośnie dusza!
Wiedzie królowę matkę — w pierwszą parę dzielnie,
A w drugiej sam Pan Zamku,[1] wyloty kontusza,
Zarzuciwszy, Barbarę prowadzi weselnie!…
Lecz Barbara coś smutna choć jasnego czoła,
Jak duch odlecieć z ziemi mający anioła…
Za niemi Pan Krakowski[2] wiódł Annę, Królowę,
Wzrok jego ogniem błyska choć ma siwą głowę —
Już odbiją Barbarę — uśmiechnięta cała —
Białą dłoń z dziwnym wdziękiem rycerzowi dała —
I znów odbił Barbarę jakiś Włoch pancerny,
Szepcze jakieś pochlebstwo głos jego mizerny,
Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/337
Ta strona została przepisana.