Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak ptak żałosny gdy skrzydła rozwinie
W daleką podróż ciągnąc za swą gwiazdą,
Jaszcze raz patrzy w ciche swoje gniazdo
I tęsknie śpiewa … i już w górze płynie –
Ale za gniazdem krzyk rozdarty rzuci
W które już nigdy – nigdy niepowróci!...
Lecz ja z zapałem choć z tęsknotę w piersi
Rzucałem puszczę i tę chatę moją
I bluszcze świeże co jej ściany stroją
I skały we mgle, które jak najpierwsi
Bracia, powiernikami byli duszy –
Nawet tę lamę z smutnemi oczyma
Żegnałem tęsknie – i nic niezagłuszy
Wśród wspomnień, tego młodości wspomnienia
Bo w tęsknot łonach – podobnego – nie ma!...
Ona swe smutne, milczące wejrzenia
Rzucała na mnie: gdyby mówić chciała
Wróć prędko, zżyciem będę stróżowała!
A gdym już zabrnął w bór głęboki w dali,
Jeszcze dochodził gdyby głos jagnięcia
Do uszu moich z łoskotem tej fali…
I w świat poszedłem – pełen przedsięwzięcia
Z iskrami w sercu, by niecić pożary...
Szedłem nieznając dokąd… lecz natchniony
Czułem że idę – z pochodnią mej wiary
Że nią ciemności przejdę – choć stęskniony,
I braci moich podniosę sztandary,
By pielgrzym błędny był krzywd swych pomszczony –
Noc zaskoczyła w lesie w wieczór ciemny,
I Świętojańskich robaczków przyjemny
Blask wiódł mnie borem przez nocy otchłanie,
Potem dalekie jakieś psów szczekanie
Jakiś fujarki głos i blask ogniska –
I tak wyszedłem z boru gdy już blizka
Północ na niebie świeciła gwiazdami
I noc przy ogniskum przespał z pasterzami…
Wstąpiłem w chatę przyjaciela mego
A na próg domu wybiegł w me ramiona