Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chustką, do nosa, część niedzielnego stroju stanowiącą, ocierając, mówiła:
— Jezu Panie! Dziewucha ledwie nogą tu stanęła, już sobie męża znalazła. I jakiegoż jeszcze? Z pewnéj familii, miłe moje, pochodzi, z wielką edukacyą człowiek i taki delikatny! Herezyi żadnych robić jéj nigdy nie będzie, a panią ją uczyni...
Rębko wysunął się z-za stoła i z czarką w ręku, zarumieniony i rozrzewniony, od jednéj do drugiéj z osób obecnych przychodził.
— Cieszcie się, ludzie mili — mówił — na moim dworze dziś święto wielkie... bratanicę za mąż wydaję... za adwokata... ej! ej! za adwokata wychodzi... za panicza z familii pięknéj i z edukacyą wielką...
Powinszowania rozległy się dokoła. On zaś, bardziéj jeszcze niemi rozrzewniony, otwierał ramiona i obejmując każdego, kto się powinął, a cmokając w twarze mężczyzn i starsze kobiety, i nawet uciekające od niego dziewczyny całować próbując, wciąż monotonnym głosem prawił:
— Cieszmy się, ludzie mili, radujmy się... my wszyscy katoliki... całujmy i radujmy się.. wszyscy my katoliki...
Dziewczęta otoczyły Rębkową.
— Kiedy zaręczyny, to niech-że będą z tańcami! — krzyczały.
Kawaler w błękitnym krawacie całował gospodynią w ręce, o tańce prosząc. Józefek, z osowiałym