Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest zerem i piątém kołem u wozu... Wasi lokaje nawet sądzą ludzi ze stanowiska fraka albo tużurka...
Mówił to z rumieńcem na twarzy i błyszczącemi oczyma. Giestykulował i wpadł w ton kaznodziejski. Kaplicki wydawał się obrażonym trochę.
— Surowe bardzo i prędkie sądy wydajesz — rzekł — raz tylko popatrzyłeś na ludzi i to wtedy, gdy oni bawili się, a już ich potępiasz. Jeżeli myślisz, że pomiędzy tymi, których widziałeś wczoraj, niéma uczciwych, zacnych i pracowitych, mylisz się bardzo i jesteś niesprawiedliwym.
Dziwna rzecz! człowiek ten tak łagodny i skromny, nie spostrzegał, że w istocie tworzył o ludziach sąd surowy i pośpieszny, sąd zresztą właściwy samotnikom, którzy, nie znając ludzi, przymierzają ich do własnych pojęć i teoryi, i z ich wysokości na świat poglądają. Upoił się i uniósł.
— Być może! być może! ja widziałem tylko, że piękna narzeczona twoja jest dumną i przesądną, śliczna panna Jadwiga — rozmarzoną trochę roztrzepanicą, że młodzi przyjaciele twoi rozmawiają o samych niedorzecznościach, a starsi rzucają karty z takiém przejęciem się, jakby od wyniku ich gry losy świata zależały...
Kaplicki wstał.
— No — rzekł — widzę, że jesteś w kaznodziejskiém usposobieniu, a ja nie mam czasu na słuchanie