Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lirska zaczęła już drżeć z niepokoju.
— Mój Morysiu, — zaczęła błagalnie, — możebyś położył się już, uspokoił. Ja nie wiem, co ci jest, ale lękam się...
— Nudna mama jesteś z tém swojém wiecznem: lękam się! ale istotnie, położę się z ochotą. Czuję się zmęczonym trochę... Prawdę to jednak mówią ludzie, że praca umysłowa, to djabelnie męcząca rzecz... Napracowałem się... aż mię głowa zaczęła boleć!
Lirska zakrzątnęła się pośpiesznie; postawiła przy łóżku syna: wodę, sok, trochę konfitur, flakonik z perfumą, a potém, jak małe dziecko, rozebrała go własnemi rękami i gorąco w czoło ucałowała. Moryś, topiąc się w puchach, pocałował téż matkę w obie ręce i, przymilając się do niéj, rzekł:
— Ot, dobra z mamy kobiécina i jeżeli ja mamę, czasem, słowem jakiem obrażę, to przez prędkość tylko... doprawdy! proszę nie gniewać się na mnie i dobrze spać!
A gdy, ze łzami rozczulenia w oczach i radośnym uśmiechem na twarzy, odchodziła, zawołał jeszcze:
— Ja przecież staram się i różne plany obmyślam nietylko dla siebie, ale téż i dla mamy, bo jak mnie będzie dobrze na świecie, to i mama będzie szczęśliwa, prawda? Kiedy zostanę wielkim panem i z Aurelką ożenię się, mama będzie mieszkać sobie przy nas, jak u Pana Boga za piecem, i ptasiego mleka nawet mamie nie zabraknie, jak Boga kocham!
Lirska nie odpowiedziała, bo w ciasnéj szufladce swéj rozbierając się, półgłosem odmawiała pacierze; tylko mruczenie jéj wzdęło się radośnemi jakby i błogosławiącemi westchnieniami.
W godzinę potém, w ciemności napełniającéj mieszkanie, ozwał się jeszcze głos Morysia: