Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okresy, żywcem z książki wyjęte, a nieustannie drżącemi rękami dotykała to włosów swych, to różnych części ubrania. Przytém na policzkach jéj rozszerzały się rumieńce, a zapadłe turkusowe oczy co chwilę zachodziły łzami, które, przygryzając zsiniałą wargę, powstrzymywała. Miała w ogóle pozór istoty choréj i w gorączce bredzącéj. Piękna panna patrzała na nią ze zdumieniem naprzód, potém z niewypowiedzianą litością, nakoniec z głębokiem zmieszaniem, gdy w tém, z koralowych ust jéj, wydobył się wesoły okrzyk, pochyliła się i pieszczotliwie wyciągnęła ramiona ku wbiegającéj do izby Klarce. Dziecko, zarumienione od mrozu, było prześliczném. Drobne nóżki jéj okryte były cienkiem i wytworném, lecz w szmaty już rozpadającem się, obówiem, podarte i brudne hafty jakieś wydobywały się z pod sukienki dziurawéj i oblepionéj błotem, od bladego czoła na nagą szyję spływały potoki złotych kędziorów.
Kiedy Tarżyc, po dość długiéj rozmowie z gospodarzem domu, zwrócił ku izbie twarz, okrytą wyrazem zniechęcenia i smutnego wzruszenia, Klarka siedziała na kolanach jego córki, ciekawie dotykając i oglądając wszystkie szczegóły jéj toalety; Aurelia zaś bawiła się z dzieckiem i wydawała się niem żywo zajętą.
— Ojcze — zawołała, wstając i w ramionach swych podnosząc Klarkę; — czy pamiętasz dziewczynkę tę? Przypomnij sobie, ojcze, gdzieśmy ją widzieli?
Tarżyc przypomniał sobie wybornie, gdzie i jak widział to piękne dziecko. Spójrzeniem przecież ostrzegł córkę, aby o tém nie mówiła, lecz Klarka zaczęła sama szczebiotać o maskaradzie, o tém jak była za małpeczkę przebrana, jak siedziała na ramieniu Sylwka i jak jéj pani (tu wskazała na Aurelię) rzuciła garść cukierków.