Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaciele jego, że możnaby myśleć, iż pragnął ślepym być i głuchym na wszystko, co go otaczało. Milczał téż. Tak wymowne i gadatliwe zwykle usta jego zamykać zdawał się uśmiech przykry i krzywy, pełen smutku i niesmaku, podnosił czasem twarz, spoglądał przez chwilę na gromadkę, wirującą w ciasnéj izdebce na kształt pszczół w ulu i, boleśnie wstrząsając głową, półgłosem mówił do siebie:
— Jakże silném jest ciało człowieka, a duch jego słabym! O, zepsuta, aż do dna, naturo ludzka! jakże ci trudno przekroczyć stopnie nizkich pożądliwości cielesnych, a wznieść się ku szczytom, kędy panuje duch... miłość... idea!
Czasem, z przymusem widocznym i smutkiem głębokim, mówić zaczynał:
— Pełném jest serce moje pobłażliwości dla maluczkich i cierpiących; nie mogę jednak zataić przed wami, drodzy moi, że to, co czynią biedne te ofiary niesprawiedliwości i samolubstwa ludzkiego, bynajmniéj użyteczném nie jest dla dzieła, którego wszyscy tu robotnikami jesteśmy, albo być chcemy... Nie takiemi, nie takiemi drobnemi środkami walczyć nam trzeba. Nie tajemnych i drobnych zdobyczy potrzeba nam, bracia moi, lecz olbrzymich pomysłów, któreby, jak nowe słońca, zajaśniały nad ziemią, i wielkich katastrof, któreby aż do dna wstrząsnęły sumieniem ludzkości...
Do owych, jak się wyrażał, drobnych środków służenia idei jego, któremi posługiwały się małe szczury, oprócz uznania ich bezpożyteczności, uczuwał wsręt głęboki, choć milczącéj pobłażliwości pełen. Nigdy téż żadne prośby i namowy nie zdołały skłonić go do przyjęcia najlżejszego udziału w odbywających się dokoła niego ucztach. Nie-