Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Majster powyciągał!
— Jakto! majster ci w ten sposób uszy powyciągał? Dla czegóż jest on dla ciebie tak niedobrym?
— Dla tego, — z jednaką wciąż śmiałością odpowiadał chłopiec, — że ojciec nieregularnie mu za naukę moję płaci... Tych, co regularnie płacą, za uszy nie targa...
Potem, spuszczając oczy i ponuro w ziemię patrząc, dodawał:
— Dzieckiem pijaka wszyscy poniewierać mogą.... wiadomo!
Niezawsze jednak Damek bywał w tak złym humorze. W dniach świątecznych i wieczornych godzinach, które na wyłączną własność swą posiadał, jedną z największych uciech jego była przyjaźń z Antką, z ową trzynastoletnią, długo-nogą dziewczyną, która, ze szczytu śpiczastego dachu drwalni, bywała zwykle rozweseloną, aż do spazmów, spektatorką widowiska, odgrywającego się, od czasu do czasu, pośród szkieletowych ramion rusztowania. Kim była Antka? kto byli jéj rodzice? gdzie urodziła się i przepędziła pierwsze lata swego dzieciństwa? Nikt ją o to nie zapytywał nigdy i ona sama, bynajmniéj, nie łamała sobie głowy nad zagadnieniami temi. Jak kropla deszczu z chmurnego nieba, lub odbryzg błota, wyskakujący z pod kół ulicą pędzących, spadła dnia pewnego na dziedziniec, na którym mieszkali Szarscy i tam już pozostała. Wydalała się z dziedzińca tego tylko dla wyżebrania na mieście kilku groszy, za które kupowała sobie w szynkach i sklepikach kęs chleba, bułkę, kawałek twardego séra, czasem okrawkę słoniny lub wędzonego mięsa. Ze zdobyczą tą, ukrytą za koszulą, zręczna jak małpka, czepiając się gałęzi drzewa, wystających belek ścian lub słupów ogrodzenia, wdrapywała się na