Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, tak, — ozwał się drugi głos kobiécy, — ja tylko zawsze sobie myślę, zkąd ty, Helenko, książki te dostajesz... to droga podobno rzecz...
— Zostało mi ich trochę, z dawnych, świetnych czasów moich! a przytém... przyznam ci się, moja pani Placydo, że czasem od ust sobie odejmuję, a wlokę się do miasta... tak wlokę się, bo ze zdrowiem mojém biegać nie podobna, a i chodzić nawet trudno... wlokę się więc i kupuję... nie zjem, nie ubiorę się, a kupuję...
— Ależ... — zaczął drugi głos niewieści, — ależ... dziatki twoje... dziatki!
W téj chwili, w drugim końcu ciemności, zabrzmiał głos męzki:
— Klarkę przyniosłem!
— Ach! ach! — rozległ się, pełen przestrachu, krzyk niewieści. Lecz głos męzki, na krzyk ten żadnéj nie zwracając uwagi, śmiało i szorstko nawet, mówił daléj:
— Niech pani świecę zapali i Klarkę weźmie. Tarza się to w błocie i pod rynami, zmokła jak szczenię!
— O, pani Lirska, moja pani Lirska! zapal świecę! zmiłuj się, zapal świecę! Ach! jakże się zlękłam! O, serce moje! serce! uderza jak młot!... Pani Placydo, świecę! prędzéj, świecę! bo jeszcze zemdleję!...
— Kiedyż niewiem, gdzie świeca i zapałki! — z odcieniem niecierpliwości odpowiedział drugi głos kobiécy.
— Tam... tam... na komodzie, pod ścianą... aj! nogi moje, jak z drewna... ruszyć się nie mogę!...
Po krótko trwającym szeleście, sprawianym przez ręce, szukające omackiem żądanych przedmiotów, błysnął płomyk zapałki, a kobiéta, w czarnéj sukni i białym czepku, z bladą łagodną twarzą i siwiejącemi włosami, zapaliła ogarek