Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas i śmieli się... i wydrwiwali... O, nie daj mi Panie Boże Wszechmogący, godziny téj doczekać!...
Cała postać jéj, wielka, ciężka, a chorobliwą niedołężnością napiętnowana, wstrząsnęła się od zgrozy.
— Uf! — stęknęła, — w chacie, jakby w mogile! zimno! — Bosą nogą potrąciła śpiącego Sylwka.
— Wstawaj no! dość wysypiać się! Tamten leniwiec śpi, (tu wskazała na przyległą izdebkę, w któréj rozlegało się chrapanie Łukasza), dobudzić się go nie mogłam! i ten mi tu jeszcze pod nogami spać będzie. Wstań no mi zaraz i drew nanoś, a wody dzbanem z sieni... jak codzień! słyszysz?
Chłopiec zerwał się z posłania, przetarł oczy, worek, na którym spał, za piec rzucił i wybiegł do sieni. Anastazya chrust zebrała z podłogi, wrzuciła go do pieca i roznieciła ogień.
Izbę napełniało białe, zimne światło, bijące od śniegów, leżących dokoła domostwa. Ogień, rozniecony w piecu, iskrzył się i huczał; przed nim Anastazya wygrzewała wielkie, żółte, od zimna skostniałe, swe ręce, a Sylwek, w płóciennych spodeńkach, rozpadających się w szmaty, i spencerku bez rękawów, chodził wciąż od drzwi do pieca i z powrotém, przynosząc drwa i wodę. Za każdym razem, gdy otwierał drzwi od sieni, po izbie rozlewał się strumień mroźnego powietrza, a namarzłe zawiasy skrzypiały i zgrzytały.
Kępa siedział na zydlu, z czołem ukrytém w dłoniach. Od czasu do czasu podnosił twarz i ścigał wzrokiem chodzącego po izbie chłopca. Po chwili, gdy Anastazya usiadła na ziemi pod piecem i poczęła nożem oskrobywać z łupin kartofle, odezwał się:
— O, matko kochana, wy nie wiecie, jakie wspomnienia obudziły we mnie rysy dziecka tego... i jakie żale... jakie