hej! dniami nieraz i nocami całemi na panów swoich czekając... Siedzę i ja tak, bywało, rękami o piersi biję z mocy całej, a tu nogi kostnieją i po plecach dreszcze chodzą i głód dokucza, bo choć w domu jest co zjeść, ale koni i powozu nie porzucisz dla jedzenia, ani odjechać ci nie wolno... Wtedy, paniczu, kieliszek gorzałki dobry, oj! bardzo dobry! rozgrzeje i nasyci a potem za nim, ot tak nieznacznie, pójdzie drugi i trzeci, i picie w zwyczaj zamienia się; a to jeszcze wielkie szczęście, jeżeli przez zwyczaj ten człowiek nie zamieni się w bydlę... Nie ze szczęśliwości pochodzi to paniczu, nie ze szczęśliwości...
Jaś łzy miał w oczach i chciał bardzo przeprosić dziada za to, że tak niegrzecznie odwrócił się był od niego, ale nie wiedział sam, jak to zrobić i co powiedzieć.
Dziad sam znowu mówić zaczął:
— Wielka to bieda, paniczu, kiedy człowiek, który przez cały wiek ciężko pracował, na starość o miłosierdzie ludzkie prosić musi. Czterdzieści lat służyłem u panów różnych, później, kiedym już moc w ręku i piękną postawę stracił i stangretem już być nie mogłem rąbałem drzewo i nosiłem wodę; aż nakoniec i do tej roboty sił zabrakło; przyszedłem do miasta i dziadem zostałem... jaki grosik uzbieram tu go przynoszę, a dobrzy ludziska karmią mię i pod dachem swoim nocować pozwalają... Ot jak... ot jak... na starość!
Trząsł głową i wzdychał.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przygody Jasia.djvu/46
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.