Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

temi, co mają tkanki cienkie, wrażliwe, a nawskróś przepojone płomiennem ciepłem i światłem ojca swego — słońca.
Więc i tym razem, gdy dzień ku końcowi swemu kłonić się już zaczynał, uciszyły się kwiaty, na twardych okruchach, wśród przedmiotów niemile pachnących leżące i, czas jakiś nieruchomo, z trudnością oddychając, w milczeniu przeleżały. Aż Bylica pierwsza się ozwała:
— Ciekawa rzecz, co się tam w tej chwili na kochanem polu naszem dzieje.
Tego tylko było potrzeba, aby kwiaty do śpiewu pobudzić. Ton był podany: wszystkie z kolei podejmować go zaczęły. Bławatek podniósł nieco głowę, szeroko rozwarł swe szafirowe oko i zaśpiewał:
— O, piękne, czyste, rozległe, wonne pole! Z więzienia, do którego wtrąciły mnie złe losy, ślę ku tobie łzę wygnańca i uśmiech, którym w duszy tęskniącej rozkwita wspomnienie!
Bławatek posiadał ten rodzaj głosu, który nazywa się tenorem, a Rumian żółty, motyw jego podejmując, basem czystym i głębokim, chociaż nieco zbyt grobowym, pieśń ciągnął dalej:
— O, miedzo moja rodzinna, miedzo zielona, Rumianami potężnymi, braćmi mymi najeżona, koronkami przytulii, puchami kocanek zasłana, czy