Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wysokich astrów i lewkonii, które go aż do pasa oblały powodzią różnobarwnych kwiatów.
Ale on kwiatów nie spostrzegał, wychylał z prześwieżej ich toni twarz oblaną rumieńcem gorączki, z kroplami potu na zmarszczonem czole, i z nad kwiecistej gęstwiny patrzał na nią, gdy, jak obraz bujnego lata, przed gankiem stanęła i gdy, pochylając się w głębokim ukłonie, pełnym siły i gracyi ruchem zdejmowała z głowy swój kłosisty, ogromny wieniec i do kogoś stojącego na ganku mówiąc, poruszała koralowemi wargami, a oczyma, jak roziskrzonemi topazami, świeciła. Aż przysłaniać ją zaczęła gromada cisnących się ku gankowi, rozgadanych i roześmianych kobiet, a równocześnie, u stołów, białem płótnem okrytych i jadłem zastawionych, ozwały się pierwsze pociągnięcia smyczkiem po strunach, pierwsze pohukiwanie basetli i dudnienie bębna. Już wkrótce, po zakosztowaniu biesiady, tańce dokoła stołów biesiadnych rozpocząć się miały.
Wtedy Niemko z trudem ogromnym wydobył się z klombu pełnego wysokich kwiatów i bardzo powoli, pod samemi sztachetami idąc i o sztachety wspierając się, wszedł do ogrodu.
Wielka aleja lipowa była pusta; cały ogród był pusty; wszystko, co w tym dworze żyło, znajdowało się na dziedzińcu. Tą aleją, którą tyle razy przebywał w noce zimowe, Niemko i teraz szedł,